poniedziałek, 8 czerwca 2015


1.  Gdy dawne szczęście rozgrzało ją znowu. 





   Dzwonek do drzwi rozbrzmiał w całym mieszkaniu. Był na tyle głośny, że Diana aż podskoczyła wystraszona i odłożyła telefon na parapet. Podbiegła do drzwi i rozsunęła dwa zamki. Po przeprowadzce do Londynu była bardzo ostrożna. Zawsze sprawdzała czy zamknęła drzwi, czasem nawet dwa razy. Zapasowy kluczyk starannie chowała, a przed wyjściem zawsze sprawdzała cały system alarmowy. 
   Drzwi zaskrzypiały, a przed Dianą stał nie kto inny, jak jej najlepsza przyjaciółka. Rzuciła się jej na szyję i mocno uścisnęła. Zaczęły się lekko kołysać na boki i wcale nie zamierzały się puścić. Co jakiś czas jedna piszczała pod nosem ze szczęścia. Ich spotkanie nie było żadną niespodzianką, bo Max uprzedziła Dianę, że ją odwiedzi. Miały razem wybrać się na zwiedzanie miasta, gdyż Max była w Londynie po raz pierwszy i nie mogła stracić okazji na długie spacery z przyjaciółką. 
- Max... - w końcu odezwała się Diana. Jej ton było przepełniony tęsknotą wymieszaną ze szczęściem. Jeszcze mocniej się do siebie przytuliły i uśmiechały pod nosem. 
- Tak bardzo za tobą tęskniłam, Mała. - odparła druga i odsunęła się - Nie marnujmy czasu. Ty musisz zrobić dobre zdjęcie, a ja chcę jeszcze zobaczyć ten ośnieżony Londyn, okej? - wyszczerzyła się i pociągnęła Dianę za rękę. Obie wyszły na korytarz, a blondynka zakluczyła drzwi, dwa razy sprawdzając czy na pewno są zamknięte. Gdy już się upewniła zeszły schodami na pater i zajrzały do skrzynki na listy. Diana oczekiwała listu od mamy. Bardzo za nią tęskniła i już nie mogła doczekać się świątecznej przerwy, która w tym roku miała być wyjątkowo długa. 
   Zaśnieżone ulice miasta wyglądały magicznie. Odśnieżone ulice, lampki na prawie każdej lampie ulicznej i świąteczne ozdoby w oknach i gablotach sklepowych. Wszędzie dało się wyczuwać świąteczny nastrój. Tylko Diana czuła się nieswojo. Choć mieszkała tam już wystarczająco długo, by się za klimatyzować, to wciąż tęskniła za domem, za Sydney. Za ulicą, na której mieszkała i, która była często pusta jakby nikt tam nie mieszkał. To miasto wydawało jej się tak duże, przerażające, pełne ludzi, którzy nawet akcent mieli inny. 
   Dziewczęta przeszły przez ruchliwą ulicę, nie unikając przy tym wściekłych spojrzeń kierowców i kilku przekleństw, które zupełnie zignorowały. Szły przez mniej uczęszczaną ulicę, by chwilę później znaleźć się na placu głównym. Po środku znajdowała się duża fontanna, która oczywiście na czas zimy została wyłączona. Za to idealnie rozwieszone lampki sprawiały, że zapominało się o nie działającej fontannie. Ruch na placu był bardzo duży, ale to nic nowego w południe. Ludzie przewijali się przez plac i znikali wśród tych ciemnych uliczek i tych trochę bezpieczniejszych. 
   Max podbiegła do jednego z posągów i szybko przeczytała napis. Zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta, co oznaczało, że nie zrozumiała nic. Diana dołączyła do niej i wyciągnęła aparat z brązowej torby przerzuconej przez ramię. W chwili, w której zdjęła osłonkę śnieg zaczął prószyć, lecz był na tyle delikatny, że widoczność była duża. 
- Szybko zrób to zdjęcie i zmykajmy do jakiejś kawiarni - powiedziała Max i naciągnęła wełnianą czapkę na zmarznięte uszy, szczękając przy tym zębami. Diana pokiwała głową bez przekonania, lecz wciąż się uśmiechała - Mam ochotę na gorącą czekoladę i jakieś dobre, kaloryczne ciasto. 
- Daj mi chwilkę. - odparła cicho Diana i przycisnęła aparat do oka, rozglądając się powoli - Muszę znaleźć kogoś ciekawego. - dodała.
   Kilka minut zajęło jej znalezienie kobiety o bujnych brązowych lokach, z czerwoną szminką na ustach i trzymającą na rękach małą dziewczynkę bardzo do niej podobną. Obie były ubrane podobnie i szeroko się uśmiechały łapiąc drobne płatki śniegu. Diana wcisnęła przycisk, a aparat lekko piknął. Spojrzała na zrobione zdjęcie, ale Max wcisnęła głowę i wszystko jej zasłoniła. Blondynka odchrząknęła znacząco i uśmiechnęła się do przyjaciółki mrużąc przy tym oczy. Po raz kolejny spojrzała na zdjęcie i szybko podniosła głowę wypatrując kogoś w tłumie. Niecierpliwie zatrzymywała wzrok na każdej osobie. 
- Co się stało, Diana? - zapytała dziewczyna zaniepokojonym tonem i podeszła do Diany, która zrobiła kilka kroków do przodu. Położyła dłoń na jej ramieniu, lecz ta nie zareagowała, jakby była w transie. 
   Diana zatrzymała wzrok na blondynie odwróconym do niej tyłem. Chłopak rozmawiał przez telefon i nerwowo machał rękoma. Poczuła to znajome ciepło w brzuchu. Już zdążyła zapomnieć jakie to wspaniałe uczucie, gdy ciepło rozlewa się po jej całym ciele. Tak bardzo pragnęła usłyszeć o czym mówi, nawet jeśli były to największe bzdury, chciała tylko usłyszeć jego głos. Ruszyła przed siebie, nie oglądając się przepychała innych ludzi. Wpatrywała się w jeden punkt nawet nie zwracając uwagi na aparat, który trzymała w dłoni i, który mógł upaść na chodnik w każdej chwili. Coraz bardziej podekscytowana pokonywała kolejne metry, gdy ktoś pociągnął ją z całej siły. Diana zatoczyła się do tyłu i spojrzała na przestraszoną przyjaciółkę. 
- Wariujesz - przyznała Max i zakręciła się w kółko tak, jakby nie wiedziała co zrobić. Wzięła kilka głębszych oddechów i spojrzała na równie wystraszoną Dianę. Dziewczyna zbladła i dyszała, zmęczona przepychankami w tłumie - Chodźmy do tej kawiarni, dobrze? Musisz się uspokoić. 
   Diana przytaknęła powoli głową i odwróciła się za siebie. Spojrzała przez ramię w miejsce, w którym przed chwilą stał blondyn, lecz ten już zniknął. Rozejrzała się po placu pełnym ludzi i zrozumiała, że straciła okazję. Westchnęła tak cicho, by Max jej nie usłyszała i ruszyły w stronę uliczki ze sklepami. 

***

   Było bardzo zimno, ale nawet to go nie powstrzymało. Założył ciepłą kurtkę, grube rękawiczki i szary szalik. Szedł chodnikiem mijając sklepy z bielizną, spożywczaki i fotografów. Nie zwracał uwagi na liczne lampki i choinki. Rozglądał się uważnie szukając tylko jednego. Jego powodu przyjazdu do Londynu. Trzymał ręce w kieszeniach kurtki, by było mu jeszcze cieplej. Przeszedł przez ulicę i zatrzymał się, gdy zobaczył ogromny plac. Setki ludzi przechodziły po nim w ciągu godziny i gdy to zrozumiał doszedł do wniosku, że nie zdoła jej odnaleźć. Z każdym dniem tracił nadzieję i zapał. Zaczynał rozumieć, że jego podróż na drugi koniec świata jest bezcelowa. Ona mogła być wszędzie, wtedy, gdy on próbował ją znaleźć. 
   Rozejrzał się, lecz twarze ludzi tam obecnych powoli zaczynały się zlewać. Nie widział już różnic, bo wszyscy wyglądali podobnie. Tylko jej twarz zachowała się w jego umyśle. Chociaż może nawet ona zaczynała się rozmywać. Przez płatki śniegu, przez tęsknotę. 
   Wibracje w kieszeni spodni wyrwały go z rozmyśleń. Wyciągnął telefon i wcisnął zieloną słuchawkę, od razu rozpoznając numer. 
- Znalazłem jej mieszkanie. - oznajmił głos po drugiej stronie - Miałem zadzwonić wcześniej, ale nie chciałem żebyś ją nachodził od ra... - coś zaskrzypiało i Luke nie usłyszał reszty zdania. Przeklął pod nosem. 
- Halo?! Kurwa! Calum idioto, jesteś tam?! - syknął do słuchawki odwracając się za siebie i wciąż się rozglądając. Nastała chwilowa cisza, spojrzał na wyświetlacz telefonu, lecz połączenie nie zostało zerwane. Przyłożył telefon do ucha i przysłuchiwał się dźwiękom przypominającym szum morza. 
- Jestem - odparł głos po drugiej stronie. Był bardzo zdyszany, jakby osoba dzwoniąca biegła lub uciekała przed kimś. 
- Co to miało być? - zapytał Luke wyciągając rękę na bok, tak jakby Calum miał go zobaczyć. Machał nią przez chwilę niezrozumiale. Był zniecierpliwiony i poddenerwowany. 
- Próbowałem dogonić autobus, ale no nic... - odpowiedział spokojnie Calum - Informacje o twojej ukochanej już na ciebie czekają. Sprawdź mejla. 
- Dzięki, stary - odpowiedział blondyn i rozłączył się. 
   Odwrócił się znowu za siebie i rozejrzał po zmniejszającym się już tłumie. Nikt jednak nie przyciągnął jego uwagi, więc ruszył w stronę, z której przyszedł. 

***

   Diana i Max zatrzymały się pod drzwiami mieszkania. 
- Będę tęsknić... - oznajmiła brunetka i przytuliła się do przyjaciółki - Znowu... 
   Diana nic nie odpowiedziała. Wtuliła się w delikatne ciało dziewczyny i poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Miały dla siebie tylko jeden dzień i było to zdecydowanie za mało. Mogły do siebie dzwonić, pisać, mogły nawet rozmawiać przez skype, ale to nie było to samo co spotkanie twarzą w twarz. 
- Ja też, Mała - odparła Diana po chwili milczenia - Zadzwoń jak już będziesz w Sydney. Chcę wiedzieć, że jesteś cała i zdrowa. 
   Przytuliły się do siebie jeszcze mocniej, po czym Max poprawiła płaszcz i ruszyła w stronę schodów. Diana wybuchła i łzy, które tak długo powstrzymywała spłynęły po jej rozgrzanym policzku. Nienawidziła pożegnań, dlatego nawet nie uprzedziła Luke'a o swoim wyjeździe. Chciała to przeżyć bezboleśnie. 
   Gdy Max zniknęła za ścianą, blondynka otarła łzy i zaczęła grzebać w torebce w poszukiwaniu kluczy. Przeczucie podpowiadało jej, że coś jest nie tak. Rozejrzała się po korytarzu, ale nie było tam nikogo oprócz niej. Dalej przeszukiwała torebkę, gdy spojrzała na drzwi. Niepewnie nacisnęła klamkę, a drzwi ze skrzypieniem otworzyły się na całej szerokości. Zamykała je, prawda? 



2 komentarze:

  1. Tam będzie Luke, tam musi być Luke! :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pewna, że tak jest Luke :)
    Zjadłaś jedną literkę przy słowie 'fontanna' ;)
    Czekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń