poniedziałek, 25 maja 2015


7.    Żałował, ale było już za późno... 


Luke wskoczył na parapet i spojrzał przez okno. Ulice wypełniały auta stojące w korku. To był słoneczny dzień. Jeden z tych, podczas którego ma się dobry humor. Gdy ma się ochotę uśmiechać. 
Dla Luke'a to był ponury dzień. 
Od rana próbował dodzwonić się do Diany, lecz dziewczyna miała wyłączoną komórkę. Nie mógł do niej pójść, bo dostał szlaban za wrócenie do domu o 3 w nocy. Nie, nie był na żadnej szalonej imprezie. Nie upił się. Nie ćpał, ani nie palił. Nie zniszczył czegoś co było własnością miasta. Po prostu wrócił w to miejsce gdzie pierwszy raz zobaczył Dianę. Wtedy gdy grał, a ona uważnie słuchała każdej melodii, która wydobywała się spod jego zwinnych palców. Był wtedy zły, ale złość szybko zamieniła się w poczucie winy. Siedział na chodniku. I myślał. Wspominał. Marzył. Nie zwracał uwagi na to, że zaczęło się ściemniać. Że ludzie już nie chodzili ulicami. Wrócił, bo uświadomił sobie, że czeka na nic. Był świadom tego, że nie ma na co czekać, bo sam był sobie winien. 
Przez tydzień nie widział się z dziewczyną. Nie pisał. Nie dzwonił. Nie dlatego, że zapomniał o niej i już nic nie czuł, ale dlatego, że się bał. Bał się słów, które prawdopodobnie by usłyszał. Nie chciał jej stracić, ale nie potrafił o nią walczyć.
Wybrał ponownie jej numer i czekał. Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. I nic. Rzucił telefon na łóżko i zaczął spacerować po pokoju. Nerwowo poprawiał włosy. Oddychał bardzo ciężko tak, jakby coś przygniatało mu klatkę piersiową. Co chwilę zerkał na telefon z nadzieją, lecz ten milczał. 
Luke założył czarną bluzę z kapturem i czarne trampki. Otworzył okno i wskoczył zwinnie na balkon obok. Już nie raz uciekał w taki sposób z domu, a jego rodzice nawet nie mieli o niczym pojęcia. Zszedł powoli po drabinie i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Choć na zewnątrz był upał, chłopak założył kaptur i patrzył pod nogi. 
Wcześniej nie miał odwagi wrócić do jej domu. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. W te, które zapewne wylewały litry łez przez niego. 
Przyspieszył na myśl o zapłakanej Dianie. Czuł, że się męczy. To uczucie go odprężało. Zaczął biec. Biegł kilka ulic wpadając na innych przechodniów, dyszał ciężko, lecz nie przestawał biec. Zatrzymał się dopiero przed drzwiami jej mieszkania. Spojrzał na ciemne dębowe drzwi i zaczął panikować. Krążył po klatce schodowej w tę i z powrotem. Układał sobie w głowie co powie, za co przeprosi i o co będzie błagał. Usiadł na schodach i ściągnął kaptur z głowy uwalniając tym blond czuprynę. Siedział tak dłuższy czas. Pół godziny? Godzinę? Wystarczająco długo by na zewnątrz zaczął padać deszcz. 
Zapukał w drzwi i usłyszał kroki w mieszkaniu. Odetchnął głęboko, gdy usłyszał dźwięk otwieranego zamka. Stała przed nim Shay. W jasnych jeansach i fartuszku ubrudzonym od mąki. Uśmiechnęła się do chłopaka zdezorientowana i wytarła dłonie w ściereczkę. 
- Luke - zaczęła niepewnie - Co tutaj robisz? 
- Przyszedłem do Diany - powiedział szybko i wpatrywał się w kobietę czekając, aż ta zawoła dziewczynę. Ale Shay zaprosiła go do środka. Bez słowa usiedli przy stole w kuchni. 
Luke zauważył kilka pudeł w korytarzu i niezwykły porządek jaki panował w mieszkaniu. Zmarszczy brwi, jakby czegoś nie rozumiał. Albo jakby coś do niego nie docierało...
- Wyprowadzacie się? - zapytał, wciąż przyglądając się kartonowym pudłom. 
- Nie. - zaprzeczyła Shay - Robię... porządki - oznajmiła i postawiła przed chłopakiem szklankę z lemoniadą. 
- Gdzie jest Diana? 
Po tych słowach zapadła cisza. Kobieta długo zastanawiała się co odpowiedzieć. Jej wyraz twarzy nie wyrażał nic. Luke nie mógł zrozumieć dlaczego Shay tak długo zwleka z odpowiedzią. Wziął łyka orzeźwiającej lemoniady i odstawił szklankę na miejsce. 
- Diana jakiś czas temu wysłała zgłoszenie do pewnej szkoły... - zaczęła cicho kobieta i spojrzała na chłopaka - Akademii Sztuki "Charme" w Londynie - mówiła dalej - Wielkim marzeniem Diany było dostać się właśnie do tej akademii. Bardzo wątpiła w siebie. Nie była pewna, czy powinna wysyłać to zgłoszenie. Wciąż powtarzała "Wyśmieją mnie. Powiedzą, że nie mam talentu." - zaśmiała się krótko i spojrzała na swoje paznokcie - Przekonałam ją. Razem wysyłałyśmy to zgłoszenie. I codziennie kilka razy sprawdzałyśmy pocztę. Byłam równie podekscytowana co Diana... 
Shay wciąż mówiła, a Luke czuł, że rozumie coraz mniej. Zaczął się gubić. Zastanawiał się, dlaczego kobieta mu o tym wszystkim mówi. Bo przecież on tylko zapytał gdzie jest Diana. I wtedy zrozumiał... 
- Dostała się. - powiedział przerywając kobiecie. Ta tylko przytaknęła skinieniem głowy i wstała. 
Luke ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Powolnym krokiem. Ciągnął nogi po dywanie tak, jakby nie miał siły chodzić. Zatrzymał się w progu i jeszcze spojrzał na Shay stojącą po drugiej stronie korytarza. 
- Wyleciała dziś rano. Mówiłam jej żeby chociaż do ciebie zadzwoniła, ale odmówiła. Powiedziała, że takie rozstanie będzie mniej bolało... - powiedziała kobieta, opierając się plecami o ścianę i krzyżując ręce na piersi - Zastanawia mnie tylko czy miała na myśli siebie czy... ciebie. 
- Jeśli będzie pani z nią rozmawiać - powiedział spokojnym tonem - proszę jej przekazać, że będę czekał. 
Cicho zamknął drzwi za sobą i wyszedł na ulicę. Duże kałuże zajmowały prawie cały chodnik, a blondyn nie patrząc pod nogi szedł po wodzie mocząc sobie przy tym tampki. Długo wracał do domu. Zatrzymał się w parku na ławce, gdzie pierwszy raz z nią rozmawiał. Nie siedział tam długo. Nie potrafił. Wrócił do domu dwie godziny później. I wciąż myślał o tym, że gdy on próbował się do niej dodzwonić, ona siedziała już w samolocie do Londynu. I żałował. Tak bardzo żałował, że nie poszedł do niej z samego rana. Bo może to by coś zmieniło. Może by ją powstrzymał. Albo chociaż pożegnaliby się pogodzeni. Lecz stało się. Siedział w swoim pokoju i patrzył na ekran komórki. Na tapecie miał ich wspólne zdjęcie. Zrobił je, gdy ich związek był tylko zwykłą relacją. Czymś do czego nie przywiązywał większej wagi. Teraz nie mógł oddychać z myślą, że ich związku już nie ma. Położył się na łóżku i leżał. Wpatrywał się w biały sufit i zastanawiał się, czy gdyby powiedział jej "Przepraszam" ona by wybaczyła. 


5 komentarzy:

  1. Wybaczyłaby! Oczywiście że by wybaczyła!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczyłaby! Oczywiście że by wybaczyła!

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, jak ona tak mogła bez słowa wyjechać? :'( szkoda Luka .. mimo to rozdział świetny taki wzruszający. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Żartujesz sobie z nas, prawda? Nie zrobiłaby tego, nie uciekłaby, nie może. Nie może bez pożegnania... Nie...
    Ugh, mam nadzieję, że jeszcze ich drogi się spotkają, a ona nie znajdzie pierwszego, lepszego chłopaka w Londynie! :c
    Pozdrawiam, karmeeleq.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przecież oni mieli być razem. Żyć długo i szczęśliwie. Czy Ty zawsze musisz wszystko namieszać? c;
    Rozdział świetny :) Czekam na kolejny, tylko szybciutko!
    Buziaki Kochana! :*

    OdpowiedzUsuń