niedziela, 17 maja 2015

6.   I nadszedł czas, gdy oboje zrozumieli, że Niebo nie istnieje...


   Jasne światło oślepiło ją, więc schowała głowę pod poduszkę. Jęknęła cicho na myśl, że musi zaraz wstać z łóżka.
   Pukanie do drzwi.
   Diana nic nie powiedziała. Chciała zostać w łóżku. Leżeć przez cały dzień objadając się popcornem i oglądając filmy na laptopie. Nie chciała niczego więcej jak świętego spokoju.
   Ponowne pukanie do drzwi.
   Poderwała się na równe nogi i podirytowana otworzyła drzwi do pokoju. Ciche skrzypienie drzwi sprawiło, że zrobiła wykrzywioną minę. Poprawiła włosy i spojrzała na osobę, która dręczyła ją każdego poranka.
- Leki - powiedziała szorstko i wyciągnęła do przodu rękę. W dłoni trzymała kilka tabletek i strzykawkę. Diana wywróciła oczami i już chciała zamknąć drzwi, lecz stopa kobiety uniemożliwiała jej to.
- Mamo... - jęknęła przechylając głowę do tyłu.
- Jeżeli chcesz wyjść jeszcze dzisiaj z domu, to weź leki.
   Dziewczyna westchnęła i zabrała leki. Zamknęła się w pokoju i usiadła na łóżku. Z szuflady wyciągnęła buteleczkę wody mineralnej i włożyła do ust cztery tabletki na raz. Popiła wodą i skrzywiła się przez to, że czuła jak tabletki przesuwając się w jej przełyku. Spojrzała przez okno. Słońce jasno świeciło, a za jej blokiem na placu bawiły się małe dzieci. Chwyciła strzykawkę wypełnioną już płynem i odsłoniła ramię. Nie lubiła sama tego robić. Zawsze długo zwlekała, bała się ukłucia igły. Tego momentu, gdy sama przebija sobie skórę. Zamknęła oczy i odetchnęła spokojnie. Jednym ruchem wbiła igłę w ramie i lekko syknęła pod nosem. Wstrzyknęła cały płyn i odłożyła strzykawkę na szafkę.
   Od ostatniego wypadku, gdy wylądowała nieprzytomna w szpitalu minęło kilka tygodni. Rozpoczęła kolejny rok nauki. Nauczyła się nowej techniki szkicowania. I, co bardzo ją zadziwiło, wciąż była z Luke'iem. Spotykali się codziennie. Po szkole. Przed szkołą. Zdarzało się nawet, że razem chodzili na wagary. Choć nie uczęszczali do tej samej szkoły. W ich związku nastał spokój, który najbardziej przerażał Dianę. Uważała, że jest zbyt dobrze, zbyt spokojnie. Wciąż powtarzała, że ich wspólne szczęście za jakiś czas się skończy.
   Była sobota. Dzień, który mieli spędzić razem. Ale...
   I właśnie tego spójnika Diana nie mogła się pozbyć. Czuła dziwny niepokój związany z ich spotkaniem, jakby wiedziała, że wydarzy się coś złego. I to przez nią...

***

- Chcesz jeszcze bitej śmietany? - zapytała Shay i podsunęła butelkę bliżej Diany. Dziewczyna tylko zaprzeczyła kiwnięciem głowy. Odsunęła od siebie talerz.
- Mamo.
- Tak? Coś się stało? Wzięłaś leki, prawda? - zapytała kobieta. Spojrzała na córkę i uniosła brwi.
- Tak, mamo. Chodzi o to... Mówiłam Ci ostatnio o tej Akademii Sztuki w Londynie. Wysłałam tam zgłoszenie już ostatnio. Za pewien czas pewnie przyjdzie odpowiedź czy się dostałam... - powiedziała zakłopotana i zaczęła bawić się jedzeniem na talerzu.
- Przejdź do rzeczy.
- Nie powiedziałam o tym Luke'owi.
- Słońce - zaczęła - To tylko i wyłącznie twoja decyzja. Luke nie może na nią wpłynąć, ale rzeczywiście powinnaś mu powiedzieć. To nie w porządku, że masz przed nim tajemnice. Chyba nie chciałabyś, żeby to on coś przed tobą ukrywał...
- Nie oczywiście, że nie - zaprzeczyła i podciągnęła kolana pod brodę - Po prostu nie wiem jak mu to powiedzieć. To jest takie... dziwne. Boję się jego reakcji - oznajmiła i poczuła jak jej żołądek skręca się na myśl o rozmowie z Luke'iem.
- Jeśli mam być szczera, to uważam, że nie będzie zadowolony - Shay uścisnęła dłoń córki - To drugi koniec świata. A chyba związek na odległość nie jest czymś, o czym marzyłaś, prawda?
Diana tylko przytaknęła głową i spuściła wzrok. Czuła się tak źle z tym, że go okłamuje. Z jednej strony nie chciała mu o tym mówić, chciała cieszyć się nim do ostatniej chwili. Z drugiej strony pragnęła związku opartego na szczerości i zaufaniu. Ale jak Luke miał jej ufać, skoro ukrywała przed nim tak istotną sprawę. Czuła się zmieszana, zagubiona i zupełnie nie wiedziała co robić.

*** 

Późnym popołudniem Shay wyszła na zakupy. Przypomniała tylko Dianie o poczcie, która miała dziś przyjść i wyszła szybko. Dziewczyna siedziała w swoim pokoju i oglądała tandetne reality show. Wciąż dręczyła ją myśl o rozmowie z Luke'iem. Układała w głowie, jak powiedzieć mu o akademii i tym, że ma duże szanse się tam dostać. 
Z rozmyśleń wyrwało ją pukanie do drzwi. Wiedziała, że to Luke. Był jedyna osobą, która zamiast użyć dzwonka, pukała. Krzyknęła tylko, że drzwi są otwarte i poprawiła się na łóżku. Czekała aż chłopak przyjdzie do jej pokoju, lecz go wciąż nie było, a na korytarzu panowała cisza. Zeskoczyła z łóżka i wyszła z pokoju. Blondyn stał przed nią i trzymał w dłoni białą, dużą kopertę. Było na niej nazwisko Diany i duży napis AKADEMIA SZTUKI W LONDYNIE "CHARME". 
- Co to jest? - zapytał i otworzył szeroko usta - Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć, że wyjeżdżasz na drugi koniec świata żeby sobie rysować?! 
- To najlepsza akademia na świecie. A to "rysowanie" jest dla mnie wszystkim - odpowiedziała bez namysłu. Była zła za jego bezczelny ton. On nie rozumiał tego, że rysunek stał się jej pasją. To było to, co chciała robić w życiu. 
- Świetnie! - krzyknął i rzucił kopertę na ziemię - Wyjeżdżaj sobie. I tak nie mówisz mi o niczym. Ten związek nie miał już szansy przetrwać. Ty go zniszczyłaś. 
Wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Dziewczyna nawet nie próbowała go zatrzymać. To było bezcelowe. Luke był bardziej uparty od niej. A nawet gdyby się zatrzymał, gdyby nie wyszedł, co mogłaby mu powiedzieć? "Wybacz, wysłałam zgłoszenie do szkoły na drugim końcu świata i nie myślałam, że się o tym dowiesz w taki sposób"? Diana stała przez kilka minut nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Przypomniała sobie o liście. Zupełnie się go nie spodziewała. Była pewna, że przyjdzie dopiero na kilka dni lub tygodni. Nie była gotowa na tak szybką odpowiedź. Tak jak Luke nie był gotowy, by się o tym dowiedzieć. Podniosła go i drżącymi dłońmi rozerwała kopertę. Uważnie przeczytała kartkę krążąc po korytarzu. Na samym dole tuż obok podpisu dyrektora, wicedyrektora i reszty rady pedagogicznej był napis "Gratulujemy, dostała się Pani do naszej szkoły". 


Witajcie! 
Po długiej przerwie wróciłam. Mam nadzieję, że tęskniliście i może zostawicie po sobie komentarz. 
Rozdział jest krótszy, ale bardzo ważny. No i jest przedostatnim rozdziałem na tym blogu. 
Ostatni rozdział pojawi się 28 maja. 
Całuski! 

Nala. 

5 komentarzy:

  1. Czekałam i sie doczekałam
    Kurczaki, czemu oni się kłócą? Lukey oharnij sie i wróć tam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam i sie doczekałam
    Kurczaki, czemu oni się kłócą? Lukey oharnij sie i wróć tam

    OdpowiedzUsuń
  3. To się porobiło , z jednej strony spełnienie marzeń dla Diany z drugiej rozstanie, czemu to musi być takie skomplikowane ..
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałaś ich skłócać! Dlaczego Ty mi to robisz? :c
    Dobrze, że w końcu wróciłaś. Następnym razem jak tak zaniedbasz swoją "pracę" do dostaniesz przez łeb (nie, to nie jest groźba :) ). Czekam jeszcze na rozdział na Straconych, mam nadzieję, że pojawi się niedługo.
    Całusy Kochana! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejciu. Było tak pięknie... :c
    Mam nadzieję, iż się pogodzą. Znów będą razem. Tylko ta szkoła...jestem ciekawa, jak to będzie.
    Chyba, że on w ostatni dzień, dzień wyjazdu/wylotu, przyjdzie na lotnisko, rzucą się na siebie, że wiesz, niby taki huug! I bum! Nie wiem, co dalej.
    Liczę jednak, na dobre zakończenie! ;c
    Pozdrawiam, karmeeleq.

    OdpowiedzUsuń