niedziela, 26 lipca 2015


5.  Lecz nagle rozpętała się okropna wichura. 




   Owinęła dłoń szmatką i wyciągnęła z piekarnika pachnącego najświeższymi przyprawami kurczaka. Ostrożnie postawiła szklane naczynie na drewnianej misce i za pomocą dwóch dużych łyżek wyłożyła kurczaka na biały, zdobiony ręcznie talerz, który udało jej się kupić w tanim sklepie specjalnie na tą okazję. Postawiła talerz na stole na samym środku, obok półmiska z sałatką, kompotu, który udało jej się zachować i miski wypełnionej ciemnym ryżem, bo taki jej mama lubiła najbardziej. 
   Diana zdjęła fartuszek i rzuciła go na kuchenny blat, poszła do pokoju i jeszcze raz sprawdziła telefon. Żadnych wiadomości, ani nieodebranych połączeń. Odłożyła komórkę na miejsce i spojrzała przez okno na ulicę Londynu. Śnieg padał od samego rana, gdy Diana wychodziła do sklepu po produkty na obiad, do teraz, gdy czekała na mamę, która piętnaście minut temu powinna już być. 
   Rozległo się pukanie do drzwi. 
   Diana uśmiechnęła się do siebie. Stanęła przed drzwiami i odetchnęła głęboko. Denerwowała się, to prawda. Sama nie wiedziała dlaczego, bo była to tylko jej mama, której nie widziała od tak dawna. Kilka miesięcy ciągnęło jej się w nieskończoność. Tęsknota za mamą trochę ją zmotywowała. Chwyciła za klamkę i pociągnęła. 
   Shay uśmiechnęła się do niej ciepło i od razu przytuliła. 
- Witaj, Słońce - powiedziała drżącym głosem i odsunęła od siebie córkę. 
- Hej, mamo - Diana otarła łzę, która powoli spływała po jej policzku - Tęskniłam za Tobą... - powiedziała i znowu wtuliła się w matkę. 
   Gdy w końcu przeniosły się do kuchni Diana zauważyła jak zmieniła się jej mama. Była dużo szczuplejsza, miała dłuższe blond włosy i więcej zmarszczek na twarzy. Choć nie minęła tak dużo czasu od ich ostatniego spotkania to Shay wyglądała dużo starzej. 
- Siadaj mamo - Diana wskazała jej krzesło i sama zajęła miejsce naprzeciwko. 
- Sama to wszystko ugotowałaś? Szkoda, że nie pchałaś się tak do kuchni jak jeszcze mieszkałaś ze mną - zażartowała Shay i uśmiechnęła się szeroko do córki pokazując prawie idealne, białe zęby. 
- Dobrze wyglądasz mamo... - odparła Diana ignorując uwagę mamy, choć była niezwykle trafna. Nałożyła sobie trochę sałatki i odkroiła kawałek kurczaka sobie i matce. 
- Dziękuję, kochanie. Po Twoim wyjeździe bardziej zaczęłam o siebie dbać. Nie musiałam już codziennie gotować obiadów... - zaczęła wymieniać, lecz Diana szybko wcięła się jej w słowo. 
- Mi też nie musiałaś... 
- Zabierać Cię na zakupy i przyglądać się jak przymierzasz ubrania... Teraz ja to robię - powiedziała i puściła oczko do córki. Diana zachichotała i wzięła kawałek kurczaka to ust - A gdzie jest Luke? - zapytała, a Dianie w gardle stanął kęs, który wcześniej wzięła. Zakaszlała kilka razy i wzięła głęboki oddech.
- Nie mógł przyjść... - odparła cicho nie patrząc na matkę. Na wspomnienie tego, że Luke ją wystawił zrobiło jej się przykro. Nawet nie znała przyczyny jego nieobecności. Zadzwonił i powiedział, że nie przyjdzie i nie dał jej nawet dojść do słowa. Po prostu się rozłączył. 
- Coś między wami nie tak? - zapytała z matczyną troską Shay i złapała córkę za rękę - Po Twoim ostatnim telefonie sądziłam, że dobrze wam się układa... 
- Jest w porządku, mamo. Po prostu przykro mi, że nas tak dzisiaj wystawił. Liczyłam, że przyjdzie, że zjemy razem obiad... - powiedziała w lekkim zamyśleniu i spojrzała na mamę uśmiechając się - Ale chociaż możemy same spędzić trochę czasu. 
- Rybko... - Shay przeniosła swoje krzesło i usiadła obok Diany - Tak już jest w związkach. Nie zawsze idealnie. Ale to jest jedna z wielu prób, które razem musicie przezwyciężyć. Jeśli wam się uda, to znaczy, że jesteście dla siebie stworzeni. Ale musicie działać razem. Tylko wtedy ta walka ma sens... 
- Ale my się staramy. - zaczęła spokojnie Diana, lecz po chwili jej głos się załamał - Tylko to jest takie trudne... Bo wiesz, ja muszę się uczyć i jeszcze znaleźć czas na spotkania z nim, a on tak po prostu znika i nie zjawia się na obiedzie. 
- Córciu... 
- Nie, mamo. Ty nie możesz się w to mieszać. To nasze problemy, nasz związek... - odparła cicho Diana, lecz Shay szybko jej przerwała. 
- Wiem, że sobie poradzicie. No spójrz tylko. Luke przyleciał na drugi koniec świata i Cię znalazł. To chyba jest jakiś dowód miłości. A ty... Ty wciąż o nim myślałaś i nie przestałaś go kochać. Dlatego uważam, że wasz związek jest niezwykle dojrzały i... prawdziwy. 
   Po dłuższej rozmowie z mamą i zjedzeniu obiadu obie postanowiły pozmywać wszystkie brudne naczynia. Shay zmywała, a Diana wycierała i układała w szafkach. Czas mijał im niezwykle szybko i przyjemnie. Żartowały, Diana opowiadała jak cudownie jest w akademii, jak wiele się nauczyła i nawet pokazała mamie swoje najnowsze obrazy. Udało im się odbudować więź, która gdzieś została przerwana. Przez odległość jaka je dzieliła, przed rzadsze telefony. Znowu rozmawiały jak matka z córką. Nie jak nieznajome. 
   I wtedy...
   Wtedy wydarzyło się coś, co nie powinno było mieć miejsca. 
   Diana upadła na podłogę. Talerz, który trzymała w ręce również upadł i roztrzaskał się na drobne kawałki. Nie było tak jak wcześniej. Nie zaczęła się najpierw dusić, nie mogąc złapać powietrza. Po prostu w jednej chwili przestała oddychać i po kilku sekundach straciła przytomność. Karetka, którą wezwała Shay przyjechała najszybciej jak tylko to było możliwe i przewiozła Dianę do szpitala. Shay musiała długo czekać, by móc odwiedzić córkę. W tym czasie chodziła po białym, szpitalnym korytarzu i myślała jak źle jest w jej córką. Wiedziała o tym, że astma staje się coraz bardziej uciążliwa, lecz nie wyobrażała sobie czegoś takiego. 
   Gdy w końcu lekarz wyszedł z sali Diany i oświadczył, że można ją odwiedzić Shay wpadła do środka i stanęła w progu jak wryta. Diana była podłączona do wielu urządzeń. Okazało się, że nie jest w stanie oddychać samodzielnie. Miała rurkę w ustach, w nosie, kilka na klatce piersiowej i jedną od kroplówki. Miała zamknięte oczy i wyglądała jakby tylko spała. Ale nie była przytomna... Zapadła w śpiączkę i lekarze nawet nie znali powodu. 
- Jest nieprzytomna - zaczął lekarz czytając kartkę, którą trzymał w ręce - Nie jest zdolna do samodzielnego oddychania. Jak się okazało płuco Diany zapadło się - Shay spojrzała na lekarza i uważnie go słuchała, a ten rękami próbował pokazać kobiecie na czym to polega - Między płucem, a klatką piersiową jest drobna przestrzeń. W przypadku Diany ta przestrzeń została wypełniona tlenem. Płuco zapadło się i zaczęło uciskać serce. Doszło do zatrzymania akcji serca, lecz ratownikom udało się ją przywrócić - lekarz przerwał na chwilę i przyglądał się kobiecie, która znowu wpatrywała się w córkę - Słyszy Panią... 
- Słucham? - zapytała, gdyż przez chwilę zupełnie nie słuchała lekarza. 
- Diana Panią słyszy. Jest w śpiączce, lecz rozmowa nie jest zabroniona. Diana słyszy wszystko co do niej mówimy. 
   Po tych słowach lekarz opuścił pomieszczenie i zapadła niesamowita cisza. Słychać było tylko równe pikanie respiratora rejestrujące pracę serca Diany. Shay ujęła dłoń córki w swoją i zaczęła cicho mówić. 
- Nawet, gdy śpisz jesteś najpiękniejszą istotą na świecie. Tak, wiem... wszystkie matki tak mówią - powiedziała udając głos Diany - Ale proszę... Nie zostawiaj nas tutaj. Nie zostawiaj mnie córciu... Kocham Cię najmocniej na świecie, nie mogę Cię stracić - przerwała dławiąc się swoimi łzami. Ucałowała chłodną dłoń Diany. - Pomyśl o Luke'u. On też Cię kocha. Chłopak już dość wycierpiał po Twoim odejściu. Jego też chcesz zostawić? - zapytała i nagle jakby sobie o czymś przypomniała - Luke... 
  
***

   Mocne wibracje w kieszeni zmusiły go do wyciągnięcia komórki. Zobaczył nieznajomy numer i zmarszczył brwi chwilę zastanawiając się czy odebrać. Wcisnął zieloną słuchawkę i przysunął telefon do ucha. 
- Halo? 
- Luke? Tu Shay, mama Diany - powiedziała najspokojniej jak tylko mogła, lecz Luke słyszał jak bardzo jej głos drży. Ze zdenerwowania? Ze strachu? 
- Dzień Dobry. Czy coś się... - zaczął, lecz kobieta szybko mu przerwała wcinając się w połowie pytania. 
- Diana jest w szpitalu... Pomyślałam, że powinnam Cię o tym zawiadomić. Jeśli zechcesz się tu zjawić to wszystko dokładnie Ci wytłumaczę. 
   Kobieta jeszcze podała mu adres szpitala i rozłączyła się. 
   A Luke siedział. Siedział przez kilka minut w tym samym miejscu i nie mógł zrozumieć, dlaczego Diana musi tyle wycierpieć. I dlaczego jej cierpienie tak go rani. Kochał ją jak jeszcze nikogo i nie mógł jej stracić. Siedząc tak zdał sobie sprawę, że nawet nie wie co się wydarzyło. Wybiegł na zaśnieżoną ulicę i pobiegł. Szpital był, jak się okazało, nie daleko. I przez te wszystkie minuty przed dotarciem do szpitala błagał Boga, by dał im jeszcze trochę czasu. Powtarzał sobie w głowie jak modlitwę: Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie. Jakby z nadzieją, że Diana go usłyszy. 
   A gdy pomyślał, że mógłby ją stracić, gorzkie, słone łzy popłynęły po jego policzku. 


3 komentarze:

  1. O jejciu. Tylko tyle jestem w stanie napisać.
    Biedna Diana. Jej płuco... Już zawsze nie będzie mogła samodzielnie oddychać? Będzie podpięta do tego wszystkiego? Ale jak to? Tak nie może być. Ja się nie zgadzam! Ich miłość miała być wieczna, miała przetrwać wszystko! Diana nie może umrzeć. :c
    A Luke? Jak mógł ją wystawić? Mam nadzieję, że ma ku temu poważny powód! W poprzednim rozdziale było tak pięknie, sielankowo, a tutaj? Same kłopoty. :'c
    Mam nadzieję, że wszystko się poprawi.
    Pozdrawiam, karmeeleq.

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE ZOSTAWI GO KURDE
    NIE ZOSTAWI POWTARZAM
    to takie smutne ;-;
    Ale piękne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. NIE ZOSTAWI GO KURDE
    NIE ZOSTAWI POWTARZAM
    to takie smutne ;-;
    Ale piękne <3

    OdpowiedzUsuń